Powierzchnia życia kota to nie tylko metraż podłogi. To także półki i półeczki, szafy, parapety, kanapy i fotele. Jednym słowem wszystkie możliwe do zdobycia poziomy. Kot to kocha i korzysta z możliwości wspinaczki zawsze i wszędzie. No, prawie zawsze...
Druga rzecz: kot drapie. Drapie bo lubi! To dla niego frajda. Nie, nie wmówicie mi, że to kwestia zbyt długich pazurów. Obcinam do minimum, a i tak nie ma dla nich nic lepszego niż rwanie dywanów czy wczepienie się resztką owych szponów w fotel i wyciągnięcie ciałka w rozkoszny łuk. Lubią korzystać z pazura i już.
Łącząc kwestie wspinania i drapania postanowiłam sprawić kotom przyjemność i kupić im drapak. Nie taki pal ze sznurem, czy deskę, ale wysoki, z półeczkami, tubą, sznurkiem i domkiem. Cudo!
W teorii kochani, w teorii... :/
Zamówiłam. Na Allegro. Bajerancki, jak pisałam wyżej. Czekam, czekam... Kurier zadzwonił po pięciu dniach, że oto jest. Oczywiście nikogo w domu, więc pyta czy może mi to do pracy przywieść. Do pracy? Toż to ma prawie dwa metry wysokości!!!? On na to, że nie, bo to pudełko 30x30cm. Co? Zbaraniałam.
Na szczęście sąsiadka pudło przyjęła, więc odpadło targanie przez miasto owego "przedmiotu rozkoszy dla kota" (jak go na aukcji określono).
A miało być tak pięknie... |
Wyjmuję i już wiem, że "toto" to nie tamto ze zdjęcia. Półki są: sztuk dwie, paliki oplecione sznurem: cztery, domek: sztuk jeden. Ani wiszących zabawek, ani tuby, ani hamaczka, ani innych bajerów. Cena zgodna z zamówieniem, towar kompletnie niezgodny z opisem! (Wystawiam negatyw w komentarzu rzecz jasna!) Do tego półki od dołu nawiercane po pięć razy (po kiego?), futerko obiciowe w jednym miejscu dziurawe, na zszywki przyczepione. Porażka :/
No trudno, montuję. Montujemy znaczy, bo syn mi dzielnie pomaga. Nie jest źle: mam 6 otworów na śruby (nie ma opcji, żeby się bez którejś z nich trzymało), śrub w komplecie: 4. Super. Poza tym otwory na śruby w palikach jak cię mogę pasują, ale te w deskach już nic a nic. Materiał trzeba nożem nacinać, żeby się przebić. Pruje się dziadostwo...
Znalazłam własne śruby, nagimnastykowałam się, podoklejałam, zbiłam, skręciłam. Jest. Stoi. No :)
Ustawiłam drapaczek w zacisznym miejscu i wpuściłam koty do pokoju. Nie widzą, siedzą.
Dobra, niosę koty pod drapak. No i widzą. I nadal siedzą.
Nic to, posadziłam je na tym drapaku. Ooo teraz dobrze go widzą, ale... nie siedzą. Od ręki zeszły i sobie poszły. No dramat :(
(W sumie kto by chciał siedzieć na takim badziewiu? Na pewno nie Jaśnie Pan Kot.)
Próbowałam. Wierzcie mi, że próbowałam. Sypałam kocie przysmaki na drapaczek i do domku - owszem wchodziły zjeść i znów w nogi. Przestawiłam w inne miejsce - nic. W końcu w słoneczny dzień wyniosłam drapak na balkon, bo liczyłam na to, że cieplutkie półeczki je urzekną. Niestety, pudło :/
A wyszło jak zawsze... |
- Tu mała uwaga: kocie przysmaki wybitnie smakują ptakom!-
Czy kotom żal? Nie sądzę. Ich świat ani o jotę się nie zmienił.
Czy mi żal? Żal. Bo chciałam mruczkom dogodzić (uszczęśliwić na siłę chyba...). Żal, bo za tę kasę niezła kiecka by była, a tak... Ech...
Pozdrawiam szczęściarzy, których koty wylegują się na drapakowych półkach ciesząc oko dumnego właściciela. Jak ja Wam zazdroszczę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz