Wydawałoby się to proste:
Kupujesz lub bierzesz kota. Przynosisz go do domu. Stawiasz mu miskę, kuwetę, poidło i koc do spania. Czasem pogłaszczesz, czasem podrapiesz za uchem...
Najczęściej jednak na wsypaniu do miski suchej karny i zniecierpliwionym odsunięciu, mruczącego o poranku do ucha kota, się kończy. A potem człowiek się dziwi, że kot:
"Chyba mnie nie lubi"
"Nie przychodzi jak wołam"
"Uciekł"
"Woli sąsiadkę" Itp., itd.
Czemu?
Gyorgy Balint - adwokat kota w moim mniemaniu - wypowiedział kiedyś następujące słowa:
"Nieprawda, że nie lubię domowników. Ja także potrafię kochać jak każde inne żywe stworzenie, ale nie bezkrytycznie.
Kocham tylko tego, kto na to zasługuje. Uczuć swoich nie wyrażam w sposób głośny i teatralny.
Kto nie rozumie cichego mruczenia, ten nie jest godny, by inteligentne, rozumne i obdarzone dobrym smakiem zwierzęta przywiązywały się do niego.
Kto nie potrafi w milczeniu siedzieć długo w jednym miejscu, ten nie jest wart mojego towarzystwa.
Kto zawsze potrzebuje brawurowych pokazów, kto nie zadowala się prostym pięknem naturalnych ruchów, ten nigdy nie może zdobyć sympatii kota.
Kto żąda ciągle czegoś nowego, kto ugania się za zmiennością, za emocją, kto nie lubi spokoju, równowagi, stałości, komu wydaje się, że prawo egzystencji trzeba zawsze udokumentować czynami, kto nie widzi piękna w zadumie, ten nigdy nie będzie miał wiernego kota.
Kto goni za pozornymi radościami życia do tego kot odwróci się plecami.
Człowiek, którego kochają koty, nie może być człowiekiem bezwartościowym."
Bo nie wystarczy kota mieć, by kot nas kochał.
Kota trzeba poczuć.
Kota trzeba doświadczyć.
Docenić jego obecność, piękno, wyjątkowość.
Można też próbować go zrozumieć.
Choć chyba niemożliwym jest zrozumieć tajemnicę...
Ale warto próbować.
I obcować na co dzień z magią, zawartą w trzech literach: K O T.
Nic dodać, nic ująć...
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz