Jak pisałam w poprzednim poście: Kot: jeden czy dwa? - zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest więcej niż jeden kot. Bo jest towarzysz do zabaw, do pospania, do rywalizacji. Bezsprzecznie - bierzemy dwa. Ale...
Ale nie jest to takie proste.
Nie zawsze dwa koty chcą razem przebywać, nie zawsze się lubią, nie zawsze można je ze sobą zaprzyjaźnić. Co wtedy? O tym w poście:
Najlepszym rozwiązaniem jest wzięcie dwóch kotów jednocześnie. Wtedy odpada problem tego, że jeden z nich uzna nasz dom za swoje terytorium, a kolejnego kota za intruza do pogonienia.
Dwa koty wzięte razem dają im równe szanse w walce o nowy teren. To już niestety dopracować między sobą muszą same. Bez naszego udziału!
Sprawa jest ustalona od razu, jeśli weźmiemy dwa kociaki z jednego miotu, czyli rodzeństwo. Znają się już, hierarchia jest wiadoma, a razem lepiej zniosą rozłąkę z matką. To rozwiązanie idealne, bo wiadomo, że takie koty akceptują się i nie będzie problemów z walką, emocjami, agresją.
Jeśli bierzemy dwa obce sobie koty, to znaczenie mają: wiek, płeć, i kolejność przyniesienia ich do domu.
Po kolei:
Ten kot, który pierwszy trafi pod nasz dach, uzna nasze mieszkanie za swój teren. I przyniesiony nowy, kolejny kot stanie się dla niego rywalem. Rzadko się zdarza, żeby ten drugi wywalczył sobie przewagę i przejął rządy. Może tak się stać - musiałby mieć niezwykle silną osobowość, by na cudzym terenie zostać władcą :) Ale jednak najczęściej to się nie udaje.
Dużo łatwiej jest, jeśli nowoprzybyły kociak to kotka. Jeśli mamy w domu już starszą kotkę, ta przyjmie ją jak własne dziecko. Jeśli mamy kocura - wobec kotki będzie mniej agresywny niż wobec innego kocura.
Ale nie ma rzeczy niemożliwych :)
Osobiście mam dwa kocury, które przyszły do mojego domu w odstępie dwóch tygodni. Różnica wieku była, bo pierwszy miał już sześć miesięcy, a kolejny trzy. Więc ten pierwszy raz, że uznawał się już za pana domu, a dwa, że jako starszy i większy - miał przewagę siłową. I pokazał to!
Maluch musiał chować się po katach i pod fotelami sycząc z przerażenia, bo tamten go straszył, pokazywał siłę, stroszył, wyginał grzbiet, pozorował atak.
W nocy je izolowałam, mniejszy spał u mnie, a większy wydzierał się pod drzwiami żądając wpuszczenia do środka. W dzień też bez nadzoru ich do siebie nie dopuszczałam i pilnie śledziłam poczynania starszego.
Pokazówkom siłowym końca nie było, ale krew się nie polała. Po dwóch tygodniach postanowiłam zostawić je same na czas mojego wyjścia do pracy. Wszyscy wyszliśmy do swoich spraw. Lekko się obawiałam, ale gdy wróciłam...
Zobaczyłam, że żyją :) I grzecznie śpią :) To mi wystarczyło ;)
A jak to docieranie się przebiegało, jak wypracowały hierarchię, jak to teraz wygląda oficjalnie, a jak od podszewki - o tym w kolejnych postach :)
Też mam dwa kocury i po pierwszych dwóch tygodniach przepychanek i fochów pokochały się jak bracia. Dziś jeden bez drugiego żyć nie potrafi. Myślę, że z Twoimi futrzakami będzie podobnie :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i pozdrawiam!
Dziękuję:) Kciuki na pewno się przydadzą:) Mam nadzieję, że nawe jeśli nie miłość to choć przyjaźń ich połączy:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńA jeśli mam już kotkę (2 lata), a chce mieć młodego kocurka jeszcze? Zaakceptują się? Przyjmie go jak własne dziecko? :)
OdpowiedzUsuńPowinna :) Z zasady kocice mają instynkt macierzyński, więc przyjmują małego kocura jak własne dziecko. Oczywiście na początku mogą się trochę boczyć i "drzeć koty", ale powinno się to szybko przetrzeć i dobrze skończyć :)
Usuńp.s. A kocurka radzę w odpowiednim czasie wykastrować. Inaczej masowe "dokocenie" murowane ;)
Pozdrawiam, A.