Wiem wiem, nikt nie myśli o śmierci, zwłaszcza jeśli jest młody, ale...
Co by było gdyby?
Czy Wasi bliscy przygarnęliby Wasze mruczki?
Jesteście pewni, że nie wylądowałyby pod blokiem, na śmietniku, w piwnicy, bezpańskie...?
Pięknie pisała o tym Wisława Szymborska:
Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
Zostać bez opieki, bez bezpiecznego kąta, bez pełnej miski i przyjaznej dłoni na mruczącym łebku - tego nie robi się kotu!
Pomyślcie o tym...
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz