poniedziałek, 24 lutego 2014

Kocie zwyczaje, kiedy pancia nie wstaje...

Z przykrością stwierdzam: jestem chora. Katar, kaszel, gardło - komplet. Leżę i czekam, aż to wstrętne
Nie czekam sama. Koty dzielnie mi asystują. We wszystkim. Zakładam, że z czystej miłości tak mnie osaczyły. Podobnie pozytywnie staram się oceniać sposoby, których używają, by mnie "rozbawić"...
Czasem mam wrażenie, że tą swoją pomysłowością (podobnie jak miłością) wpędzą mnie lada moment do grobu... ;)

Chory wiadomo: leżeć musi. Staram się, ile tylko mogę. Nie posłałam łóżka, bo pod kołdrą, każdy wie, lepiej się człek wypoci. Więc trwam pilnując stanowiska. Wstawać nie mogę, bo moje koty polują na ulubioną miejscówkę (czytaj: poduszkę). Uwielbiają kłaść się na niej i zostawiać tam masę sierści. Jako alergik (przeziębiony!) dogorywam potem kichając i prychając. Koszmar :/

Załóżmy więc, że nie ruszam się ze stanowiska. Teoretycznie wypoczywam. I na tym się teoria kończy, bo praktyka wygląda zupełnie inaczej! Wiele daleko idących wniosków wyciągnęłam w ostatnim czasie...
choróbsko wreszcie minie.

Po pierwsze: kot kocha spać dokładnie tam, gdzie już śpi ktoś inny.
Spychają mnie z poduszki, wpychają się pod kołdrę, odpychają mnie łapami, żeby zrobić sobie lepszą miejscówkę... Ech...
Pościelenie łóżka i zostawienie sobie tylko poduszki i koca niewiele zmienia. Koc też kochają. I poduszki bez poszewek - a jakże! - również :)

Po drugie: podobno kot kładzie się na tym co u człowieka jest chore...
Zaziębiona na amen, z paskudnym kaszlem, zdiagnozowana przez kota stwierdzam, że: chore mam najbardziej... stopy! Ewentualnie brzuch. Inne rejony koty uznały za mało atrakcyjne do wyłożenia się na nich, a więc chyba są... nadzwyczaj zdrowe? Ciekawe co na to mój lekarz? Hmm...

Po trzecie: kot, by dobrze się ulokować potrzebuje dwóch metrów (jeśli nie więcej!)
Z czego wynika powyższy wniosek? Ano z tego, że Chadzik lokuje się w łóżku skacząc na mnie a to z szafy, a to z drzwi. Kaprys natomiast niczym wąż wpełza pod łóżko i wskakuje równie nagle, tyle że "od spodu". Atak zmasowany!
Staram się więc być czujna, przez co nerwy mam jak postronki i jestem z lekka znerwicowana, co raczej nie przyspiesza rekonwalescencji...

Po czwarte: kot człowieka zabawi (lub o zawał przyprawi!)
W czasie mojego czterodniowego - póki co - leżenia koty zdołały już:
- wynieść swoją kupę (obtoczoną żwirem) z kuwety i przynieść ją do pokoju, ułożywszy ją następnie w pobliżu moich kapci,
- rozgrzebać ziemię w doniczce i rozmazać ją dokładnie i z wielkim namaszczeniem na szybie...
- wydostać z szafki karmę, rozsypać, najeść się do stanu "zaraz pęknę", zwymiotować na środek podłogi, resztę roznieść po okolicy (z wpychaniem pod szafki włącznie),
- zjeść palce w jednej nogawce rajstop, które z sukcesem ściągnęły z suszarki w łazience (wniosek dodatkowy: kot skacze o wiele wyżej, niż by się człowiekowi udało przewidzieć...),
- wyć na balkonie - okno w drugim pokoju było uchylone, a pod oknem kotka się marcowała (lutowała?) (niezgodnie z regulaminem!!! sąsiad już dwa razy pukał do drzwi - nadal udaję, że mnie nie ma :))
- inne (nie wiem, jeszcze nie odkryłam i przyznam, że nie szukam, wolę leżeć i czekać aż wyzdrowieję, a przy tym czujnie wypatrywać, kiedy któryś z ich znów postanowi na mnie wskoczyć...).

No cóż. Kocham moje koty, a one zapewne mnie i dlatego pomagają mi jak tylko potrafią. Mam nadzieję, że lada moment stanę na nogi. Inaczej mnie ta choroba przyprawi o stan depresyjno - maniakalny i nie wiem co tym moim futrzakom zrobię...
Trzeba mieć zdrowie, żeby z kotami chorować, oj trzeba...

Pozdrawiam wszystkich przeziębionych :)



5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Marto, Ty umierasz? A co ja mam powiedzieć? :D
      Ta "drastycznie dobra" opieka skutkuje - czuję się dziś lepiej :) Chyba jednak koty wiedzą co robią ... ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Tak, sądząc z Twojego barwnego opisu, ozdrowienie powinno nabrać przyspieszenia :D
    A ja, spiesząc się rano do pracy nie zauważyłam małej kałuży, którą był uprzejmy zrobić Romek. On czasami ma pomysł, żeby do kuwety sikać z daleka, taki z niego snajper. No więc poślizgnęłam się i leciałam dłuuuuugo... myślałam, że mam złamany palec, ale na szczęście tylko skóra obtarta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogu dzięki, że upadek nie był tragiczny w skutkach i nie położył Cię na dłużej do łóżka ;)
      Pozdrowienia dla Romka - snajpera :D

      Usuń
  3. Romek musi jeszcze poćwiczyć, bo czasem nie trafia :D Ale ja bym poleżała... koty są wtedy w siódmym niebie, tylko jakieś zabawki muszę mieć pod ręką.

    OdpowiedzUsuń