środa, 29 października 2014

Jak wyjść z domu o poranku? Czyli ćwiczenia na mięśnie ud ;)

Wiecie już jak wygląda mój dzień zaraz po przebudzeniu. Opisałam w poprzednim poście z ręką na sercu poranne zwyczaje moich kocich przyjaciół.
Zabawne? Podobno zabawne. Nawet mnie to czasem (słowo “czasem” chcę zaakcentować!) bawi.
Za to dużo mniej bawi mnie sam moment wyjścia z domu. Bo wyjściem tego nie nazwę. Raczej... zmaganiem. A może gimnastyką?
Jak zwał tak zwał.
A wygląda to mniej więcej tak:


Pisałam o tym, że żeby koty wywabić z mojej sypialni, używam triku jedzeniowego: nakładam im ulubionej karmy do miski, one się na to nabierają i pędzą do kuchni. Ja w tym czasie szybko zamykam drzwi do swojego królestwa i po temacie (jeśli oczywiście później sobie jednak jakoś tych drzwi nie otworzą...). I wydawałoby się, że mogę teraz już zupełnie spokojnie wyjść z domu...
Otóż nie :)
Bo wyjście z domu oznacza fakt otwarcia drzwi wejściowych.
A to prawdziwy dramat!
Do tego w dwóch aktach...

Kaprys, który kocha jeść i skupiony tkwi przy misce ciapiąc i sapiąc, kiedy usłyszy dźwięk otwieranego zamka drzwi wyjściowych, wpada w istny popłoch.
Nie radzę nikomu znaleźć się na trasie jego ucieczki!
Pędzi jak szalony z kuchni do pokoju, tratując wszystko po drodze.
No i niech mu tam, niech pędzi. Gorzej, że jak pędzi to mu z pyska wylatuje to, co przed chwilą jadł. A i zwymiotować potrafi, tak się tym stresuje :/
No mówię Wam – koszmar jakiś.
Jak bym się nie starała, to i tak Kaprys usłyszy kliknięcie klamki i zacznie pędzić na oślep.

I tak sobie biega po meblach, za fotel, na parapet, a i na zasłonie powisieć umie...
Albo znienacka na człowieka wpaść.
Do zawału może doprowadzić. Kot – meteor. Strzeżcie się ;)
A spróbujcie go złapać, żeby go uspokoić! Oczy by wydrapał. Bez ściemy!
Wariat :)

Ale co tam Kaprys. Chadek to dopiero potrafi mi wyjście urozmaicić ^^

W odróżnieniu od Kaprysa, Chadzio uwielbia moment otwierania drzwi wejściowych. I czeka na to zaczajony za moimi jesiennymi botkami (tak, uważa, że go zza nich nie widać ;)).
Po co? A po to, żeby równie szybko jak Kaprys w stronę mieszkania, tak ten czmychnąć na klatkę schodową.
I zaczyna się:
Kot pędzi schodami na dół, ja za nim. Wołam, on się nakręca. Zawraca, pędzi na górę – czasem go złapię, czasem nie. Różnie bywa. Zazwyczaj mi się nie udaje, bo to zwinne i chude, między nogami przemknie.
Biegnę na górę – widzę, że czarna puma jest już na najwyższym piętrze i zza barierki śledzi moje starania żółtymi ślepiami...  Próbuję go nagonić do zostawionych otwartych drzwi do mieszkania (w tym czasie Kaprys odchodzi od zmysłów, bo przecież te drzwi są otwarte, a to taka trauma!). Chadek szuka możliwości zeskoczenia na niższą kondygnację i minięcia mnie.

I tak sobie biegam (jogging mam, owszem, zdrowo).
Czasem cud się zdarzy i ktoś wyjdzie z sąsiedniego mieszkania, akurat kiedy Chadek jest blisko naszych drzwi. Wtedy onieśmielony cofa się i mam szansę zamknąć go w domu.
Ale zazwyczaj sąsiad pojawia się w najmniej odpowiednim momencie i płoszy mi kota.
Bywa, że sobie we dwoje czy troje po klatce biegamy. Taki sąsiedzki aerobik :D
A czasem jamnik sąsiadki, który wyjątkowo mojego Chadziczka kocha, dołącza do ekipy.
No wesoły autobus :)
(A najlepsze jest to, że tak naprawdę mój Chadek nie chce uciec, bo otwarte drzwi klatki schodowej go nie kuszą. On po prostu lubi zabawy. Zwłaszcza w ganianego i chowanego ;)).

Mimo tych atrakcji, zawsze jakoś do tej mojej pracy zdążę. Nie wiem jak, ale zdążę (w sumie nic dziwnego, skoro nauczona doświadczeniem nastawiam budzik na coraz wcześniejszą porę...).
Koty zadowolone (no, względnie zadowolone) odpoczywają w domu, by mieć siłę dalej hasać, kiedy wrócę. A ja biegnę pracować na ich jedzonko.

Nie muszę Wam chyba pisać, że po takich atrakcjach jestem spocona, potargana i wściekła? Wspaniały początek dnia :/
Koleżanki z pracy pewnie myślą, że jestem albo typem imprezowiczki, albo kocham sporty ekstremalne, że co rano wyglądam jak dzicz ;)
I niech tak myślą. Przecież nikt nie uwierzy, że to sprawka jednego czarnego kota, który z pasją tworzy mój poranny image ;)

No to kawa i do roboty ludu złoty ;)
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. Miałam taką samą rozrywkę jak Ty - jogging po schodach za kotem kilka razy dziennie. Teraz już jest za stary na takie zabawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pocieszenie Moniko :) Może jakoś tej kociej starości doczekam ;)

      Usuń
  2. Ja też to przechodziłam ;) ale na szczęście problem się skończył ;) Teraz tylko kotka czeka na moje przyjście pod drzwiami;) Mimo to, zawsze uważam, żeby nie wybiegła ;)

    Pytanie do Ciebie:
    Mam kotkę ok.1 roku. Jest niewychodząca... Są takie momenty, że zachowuje się jak pies. A dokładniej biega po całym mieszkaniu jak oszalała. Podczas biegu z kuchni do pokoju potrafi odbić się łapkami od ściany i biec dalej. Potrafi skoczyć powyżej 1,2m za zdobyczą (zabawką). Chciałabym zapytać czy da się jakoś troszkę ją uspokoić? Bo takie momenty pojawiają się dość często. Zabawki na rozładowanie energii nic nie dają, poszły w kąt, kocimiętka też nie pomogła. Kiedy chce ją wynieść z pokoju (zamykam sypialnie pod moją nieobecność) to ucieka bo wie, że nie może w nim zostać. A kanapa jest fajniejsza do podrapania niż drapak! W nocy szczególnie pokazuje nam ile ma w sobie energii ;)
    Dodam, że jest niewysterylizowana, ale planujemy sterylizację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sterylizację polecam. Ale na szaleństwo to nie pomoże :D

      Wiele kotów (mój też tak ma) skacze wzwyż jak pchła, albo biega jak szalony. Norma :)
      Jeden z moich kotów chodzi przy nodze i reaguje na komendy. Dosłownie jak pies!
      A drugi - Kaprys - aportuje rzucaną mysz. Serio :)

      Na bieganinę, a zwłaszcza drapanie kanapy polecam... Drugiego kota!
      Wierz mi, że zamiast drapać meble będą się razem wspaniale bawić.
      A biegać będą i tak. Tyle że we dwójkę. Fajnie się na to patrzy :D

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Oj na drugiego kota niestety nie mogę sobie pozwolić ponieważ mieszkają ze mną osoby które wynajmują u mnie pokoje, dziwie się że normalnie śpią kiedy kicia buszuje w torebce foliowej np. o 3 w nocy :D właściwie to powinnam się cieszyć, że się nie skarżą ;)

      Współlokatorka przywiozła swoją suczkę Shih tzu. Kotka, owszem uspokoiła się ale nie wyraziła chęci, żeby zapoznać się z psem. Chociaż strasznie była ciekawa kiedy pies wychodził z pokoju. Dosłownie wyglądała przez drzwi żeby zobaczyć co robi pies :D Najlepszy był moment kiedy pies patrzył z nadzieją na kotkę żeby zeszła z mebli i się z nim pobawiła. Niestety nie dała się przekonać.
      Takim sposobem współlokatorka zawiozła z powrotem suczkę do domu rodzinnego. A kotka jak szalała tak szaleje :p

      Usuń