środa, 16 kwietnia 2014

No co się drzesz? Czyli gadający kot...


Kotek z zasady (poza okresem wściekłego marcowania) wydaje się być zwierzęciem spokojnym, opanowanym, milczącym. W odróżnieniu od psa nie wydziera się przy drzwiach, kiedy przechodzi sąsiad i nie ujada przy oknie, kiedy wychodzę do pracy. Ideał znaczy.
Tyle że to teoria. W praktyce z tym milczeniem jest zupełnie inaczej...



Kaprys
Boże, miej mnie w swojej opiece, bo kiedyś go uduszę...
Strachliwe toto, chowa się, każdego boi, nie widać go za bardzo (za to jego jasne futro na spodniach, żakietach, kurtkach itp. widać znakomicie :P). Czasem coś tam zajęczy w kuchni nad miską, ale zaraz wieje do wersalki i spokój. Aż do wieczora...
W dzień wiadomo - praca, szkoła, nikogo w domu. Po południu każdy jakieś zajęcia ma, a kot śpi, więc spokój jest. Natomiast wieczór... O telewizorze nawet nie ma co marzyć. Kaprys tylko czyha, żebym usiadła (a jeszcze lepiej położyła się na kanapie!) i zaczyna swój koncert.

Chodzi. Jak lew nad ofiarą. I się drze. Zaczyna od cichego pomiaukiwania, po chwili nasila dźwięk, aż dochodzi do... (mam wrażenie, że to już górne C - bębenki mi się skręcają w rulon!)... :/
I nie pomaga, że kotka wezmę, że kotka wołam, że kotka zachęcam: przyjdź. On się drze! Komunikuje mi, że żąda głaskania i nie zamierza odpuścić. Ale żeby toto chciało podejść i się położyć obok, to nawet bym głaskała, byle by się uciszył wreszcie. Ale nie! Wezmę - zejdzie, i nadal wrzeszczy :(
Nie ma innej metody jak przeczekać aż powie swoje i sam się łaskawie położy (leżenie w wykonaniu Kaprysa trwa 10 sekund, po czym zmienia pozycję pomiaukując i mrucząc na zmianę :/).
No ale nic to, wieczór nie trwa wiecznie, można przeżyć.

Gorzej, że on.. Pyskuje. No notorycznie pyskuje. Zwrócę mu uwagę, że czegoś tam nie wolno - szczeka na mnie! Siedzi za fotelem dosłownie wydaje krótkie dźwięki podobne do szczekania! Ja słowo - on dwa, ja trzy - on cztery. Zawsze dłuższa wypowiedź od mojej - ZAWSZE! Matko jedyna...
A poza tym ile razy nie zawołam: Kaprys! (bo wołam do miski itp.) - zawsze odmiauknie, zawsze (bo jak mógłby nie odpowiedzieć, kulturalny jest przecież, osobiście wychowałam ;)), ale... zadka nie ruszy, mowy nie ma :P Drze się z parapetu, żeby mu przynieść pewnie. (No niedoczekanie!)
Nie wiem jaka to rasa... Pozornie dachowiec, chociaż sierść dłuższa, biała przy skórze, cętkowana... Wydaje mi się (zwłaszcza kiedy tak zawodzi mi koło uszu), że to jednak hiena, tylko zamaskowana :D


Chadek
Ten to kochany jest. Nic nie powie. Nadepnąć można, a on lekko tylko piśnie. Dostojny, milczący, poważny...
Gorzej, że w nocy zaczyna występy! Zawodzi, grucha sobie, wydaje przedziwne kombinacje, podobne raz do gołębia, raz do pogwizdywań kosa... A głos ma tak wysoki jak panienka! No jak dziewica piszczy :D (W sumie co się dziwić, kastrat, to i jak Farinelli śpiewa ;)).

Potrafi też czasem z nudów, snując się w weekend po domu, zawodzić tym dziewczęcym sopranikiem i za żadne skarby nie mogę go od owego śpiewu oderwać... Artysta, jasny gwint :/ (Wiem, wiem, z Domu Kultury go zabrałam - sam się tam przybłąkał, nie bez powodu jak widać ;)).

Nie powiem, wolę sto razy bardziej piski Chadzika niż jęki Kaprysa. Jest jeszcze tylko jedno małe "ale": wolę nie słuchać śpiewy Chadeka z odległości mniejszej niż metr! Bo tak mu śmierdzi z paszczęki, że nie idzie wytrzymać!!! Fuj! :D
(Tu dodam, że zęby ma zdrowe, pan weterynarz go zbadał i stwierdził, że to może taka natura i z żołądka mu tak naturalnie zajeżdża - no jak ziewnie, to kwiaty więdną :P. Jedyna co mu mógł przepisać, to pastylki odświeżające oddech :D).

Kotki moje kochane... Człowiek je wziął dla mruczanek i błogiej ciszy. A w praktyce wyszło, że mam w domu wyjca i piszczącego gołębia...
Święta idą. Może by tak pasztet z kota...? ^^
Żarcik  oczywiście :) Choć czasem, mam ochotę jęzorki powycinać :P

Ciepłej, mruczącej Wielkanocy Kochani :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz