poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kot – niszczyciel. Czyli: Jaki diabeł w niego wstapił???

Nie wiem. Naprawdę nie wiem...

Koty miałam miłe, grzeczne, spokojne i w ogóle „cud- miód”. Aż tu nagle...
Aż tu nagle jakiś bies w nie wstąpił i zwyczajnie zaczynają mnie drogo kosztować!

A zaczęło się całkiem niewinnie...


Po powrocie z pracy dostrzegłam, że gazeta na stole została nadjedzona. Ok, na zdrowie. Celuloza zdrowa ;)
Gorzej, że następnego dnia zauważyłam, że grzbiet jednej z książek wygląda dziwnie. Postrzępiony, mokry.. Hmm...
Następnego dnia do kolekcji rzeczy zjedzonych dołączyła pocztówka od koleżanki, z wakacji, kartka z zeszytu syna, pusta koperta.
Szalę przeważył fakt znalezienia przez koty banknotu euro (schowany przez syna w zeszycie na „czarną godzinę” ;)). Zjadły ponad połowę! Dziecko w depresji :/

A koty?
Koty na mój widok leżą jakby nigdy nic. Ale kiedy zbliżam się np. do zniszczonej pocztówki oba natychmiast biorą nogi za pas i wio pod wersalkę. I cisza jak makiem zasiał!
Czyli wiedzą małpy jedne, że tego im nie wolno! A to dranie!

Nastąpiła rzecz jasna kara.
Od czasu pieniężnych zniszczeń koty w dzień mają dostęp jedynie do kuchni, łazienki i przedpokoju. Sorry Gregory, zasłużyły. Dopiero kiedy wrócimy z pracy, czy ze szkoły, włóczą się po całym domu. I wierzcie mi – żaden wtedy papieru nie żre! 

Niestety. Ta izolacja nie dała wymarzonych efektów, bo...
Bo koty znalazły nowe hobby! Moje kozaczki!
Tak tak...

Nigdy butów nie ruszały. A tu nagle rano patrzę, a w nocy któryś z kotów pazurem rozorał mi skórzany czarny kozak.
No jak mnie to wpieniło! Ale co miałam zrobić? Wlać? A co to da? Skrzyczeć? A zrozumieją? Szkoda słów...
Na szczęście rysa, choć głęboka, jest od po stronie „wewnętrznej”, znaczy że jak stoję w kozakach a nogi mam złączone (but do buta) to nic a nic nie widać :D Muszę teraz chyba często na baczność stać ;)

Ok, schowałam wszystkie buty do szafki i zadowolona uznałam sprawę za zakończoną.
Błąd! Ogromny błąd!!!
Bo to przecież sprytne kotki i (niestety) otworzyły sobie szafkę i wyciągnęły inne, brązowe kozaki. I nie wiem który, ale w obu butach, wygryzł mi dziurę tuż nad piętą (pięta w bucie usztywniana, trudno byłoby zeżreć). Na wylot!
Zabić? Czapkę z kota sobie na zimę zrobić? Ale jaką: czara czy szarą? Bo nie wiem, który winny.... 

Szczęście w nieszczęściu, że te kozaki nowe już nie były. Od dawna zastanawiałam się, czy ich nie wywalić, ale „jeszcze są dobre” zwyciężało. Teraz poszły na śmietnik ;)

I tak teraz jest w domu, że koty pokoje mają zamknięte, szafkę zastawioną krzesłem, a i tak jestem pewna, że lada moment coś zmajstrują ;)
A ja, cóż...
Najpierw byłam zła. Ale...
Dostałam na mikołajki nowe śliczne kozaczki. To jakoś mi zupełnie starych nie żal.
A i do kotów już takiej pretensji nie mam... ;)

Pozdróweczki :)


3 komentarze:

  1. Ohh to niefajnie..jak Felka była mała to tez miała dostęp do kuchni/łazienki i jednego pokoju z jej akcesoriami, bo uwielbiała na firankach się wieszac, do dzisiaj poznaczone są, zrzucać wszystko i tłuc - na szczęście jej przeszło :D


    Teraz mam przeboje z małą, zdarza jej sie po intensywnej gonitwie z Felką nalać mi na kołdrę i jak nie upilnuję, to jest kiepsko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty... Człowiek ma czasem ochotę któregoś ukatrupić, ale i tak je kochamy ;)

      Usuń
  2. Moje dwa futrzaki lubują się w dewastowaniu firanek. Kupuję coraz krótsze i krótsze..., ale coś czuję, że skończy się zdjęciem karniszy, zaszpachlowaniem dziur, malowaniu i udawaniu, że nigdy ich tam nie było...Dobrze, że chociaż rolet nie niszczą ;). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń