piątek, 2 stycznia 2015

Kocie Boże Narodzenie, czyli harce pod choinką ;)

No jak tam Wasze mruczki?
Zadowolone po świętach?
Najedzone, wygłaskane, wypoczęte i rozbawione? Bo moje owszem owszem :)

Nie ma to jak wspaniały czas pod choinką. Dla kota znaczy.

Pozwólcie, że wyliczę co tak cudownego wiąże się z kotem i Bożym Narodzeniem (oczywiście z punktu widzenia kota):


1. Drzewko pachnie i kusi, by się na nie wspiąć. Nie można się temu oprzeć. Tylko nie wiedzieć czemu, z której by się nie wspinał, zaraz zaczyna się pochylać, pochylać...ups!

2. Zima. Narciarze już trenują. Kot też powinien. Zwłaszcza skoki! Skoki z szafy na choinkę, a z choiną na ziemię. Skoki z podłogi na gałęzie, z parapetu na pieniek, itd. itp.
Ile kotów, tyle inwencji ;)

3. Stojak na choinkę. Piękna rzecz. A w nim woda. Wodą wspaniała, kusząca, niepodobna do żadnej innej. Koniecznie należy ją pić, pić ile wlezie! A że jest z żywicą i igłami to co? To super. Opić się bez opamiętania. A zaraz potem zwymiotować pod choinkę. A najlepiej do stojaka z wodą...

4. Choinkowe gałązki kuszą zapachem. Należy je ogryźć, wydrzeć, wyrwać, ogołocić z igieł, zjeść, rozmiękczyć, wypluć. Cokolwiek, wszystko jest genialne. A najbardziej smak! Nic to, że igły wbijają się w gardło, że drapią w podniebienie, że wywołują charczenia, a na koniec intensywne torsje. Jest bosko. Wymiotować trzeba. I żreć gałęzie trzeba! ;)

5. Igły. Igły służą jako urozmaicenie codziennej diety. To znany koci fakt. Warto więc mieć je zawsze pod ręką. Dlatego rzeczą ważną jest, by roznosić je po całym terenie, szczególnie zaś gęsto zasiać je na fotelach, kanapach oraz w butach właścicieli.
Jak je skutecznie rozprowadzić? Otóż należy stanąć pod choinką, naprężyć grzbiet, podnieść ogon i dumnym krokiem przemaszerować kilka razy wkoło pod drzewkiem. Ogon załatwi sprawę – masa zieleniny spadnie na grzbiet. Potem już tylko rzucić się pędem przed siebie i otrząsając się to tu to tam zasilić teren igłami. I sprawa załatwiona :)

6. Bombki, łańcuszki, aniołki, pawie oczka... Wszystko idealnie nadaje się do zabawy. I nie ma znaczenia, czy dosięgnie się je łapą siedząc na zadku na podłodze, czy też zwisając z firanki – ubaw jest po pachy. Jedyne zagrożenie to wrzeszcząca z kuchni pancia, ale kto by się nią przejmował...

Też tak macie? :)
Ja już nawet nie mam siły wojować. Jak się już dobrze wkurzę, bo cały dom jest w igłach, bombki turlają się po podłodze, anielki włos rozciągnięty po fotelach czepia się do ubrań, a tu i ówdzie widzę kałuże wody lub śliny..., to pokrzyczę. A kociambry hyc, za choinkę i siedzą cichaczem. Wiedzą, że zza choinki nią mam ich jak wydobyć. Cisza jak makiem zasiał. Tylko ten chrzęst spadających igiełek, kiedy rozprostują z nudów grzbiety pod gałązkami...
Grr....

Dobrze, że lada moment wpadnie ksiądz po kolędzie i będzie można rozebrać wreszcie ten cały kram. Odetchnę z ulgą.
I choć co roku obiecuję sobie, że to już ostatnia choinka w tym domu, że nigdy więcej....
Za rok zapomnę. I znów w kącie pokoju stanie dorodne, zielone drzewko. A koty z rozkoszą przystąpią do świątecznego ataku... :)

Pozdrawiamy choinkowo ;)
A.

4 komentarze:

  1. Ja tak tylko na szybko, z dobrą radą (proszę tego źle nie odebrać, to na prawdę dobra rada, z serca)
    Chodzi o te (przeklęte) anielskie włosy kota.
    26 grudnia 2014 - przyjaciółka na sygnale gnała z kotem do weterynarza, kociak zjadł ( a właściwie zeżarł anielskie włosy). Powstała niedrożność jelit, były kroplówki itp. Udało się wydalić z kota to co zjadł, ale w ostatnim momencie. Mieli sporo szczęścia w nieszczęściu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Natalio, dzięki za troskę :)
    Wiem ile złego potrafią zdziałać takie anielskie włosy, czytałam o tym. Ale moje koty zupełnie ich nie jedzą. Rozciągają po całym domu, ale nie konsumują (za to kochają podgryzać firanki - makarony :/).
    Mój Chadek zjada mnóstwo podejrzanych rzeczy i muszę mieć na niego oko. Taki "odkurzacz" z niego :)
    Pozdrawiamy serdecznie. Wszystkiego dobrego w nowym roku! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chciałabym się przywitać :). To pierwsze nasze święta z kotem - Titus jest z nami dopiero (lub "aż" :) ) pół roku.

    To pierwszy nasz Nowy Rok z kotem. I noworocznie kot złapał na mnie - swoją uwielbianą pańcię - gigantycznego focha.

    Poszukując informacji, jak długo takowy może trwać, trafiłam na Pani blog - z czego bardzo się cieszę :).

    Od teraz linkuję, reklamuję, a przede wszystkim nadrabiam lekturę, której sporo :).

    Dziękuję, że jest to miejsce i że pisze Pani ciągle :).

    A wobec choinki nasz kot zachowuje pełen godności dystans. Ale to już dorosły pan, ten nasz Titus. 3,5-letni Maine Coon.

    Boski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie :)
      Moje koty mają 3 lata i 3,5 i proszę mi wierzyć - kompletnie nie dorastają. Ciągle są jak małe, rozbrykane kociaki ;)
      Zazdroszczę Maine Coona. Z pewnością jest piękny :)
      Pozdrawiam. I życzę wszystkiego dobrego w nowym roku! :)
      A.

      Usuń