wtorek, 8 października 2013

Aktywizacja kota! Czyli jak rozruszać lenia ;)

Nie wiem jak Wasze koty, ale moje są przerażająco leniwe :/ Najlepiej by było, gdybym podstawiała im wróbla pod nos, albo zaniosła je do kuwety. Mam wrażenie, że to przekracza jakąś możliwą do przyjęcia normę i powinnam coś z tym zrobić...
Próbowałam, wierzcie mi, że próbowałam! Czego to ja nie wymyślałam, ho ho! I nic nie działa. Ale za to ile się nabiegam, namacham, nagimnastykuję... ;)

Aktywizacja kota-leniucha. Temat rzeka. Z zasady moje koty wykazują mniejszą, bądź umiarkowaną ruchliwość w trzech przypadkach:
1. Wypełnianie miski karmą (działa jedynie kiedy miska dłużej stała pusta lub poprzednio wsypana karma nie satysfakcjonowała milusińskich) - idą sprawdzić co tam im dobrego dałam. Niekoniecznie jedzą!
2. Ptak na parapecie! Ewentualnie wielka mucha czy osa w pokoju, ale (!) musi latać blisko nosa, inaczej śpią dalej ;)
3. Odkurzacz! Zdecydowanie najlepszy sposób, działa niezwykle ożywczo na koty, zwłaszcza z bliskiej odległości :D

Poza wyżej opisanymi sytuacjami koty jak leżą, tak leżą i patrzą (lub w najlepsze chrapią). Więc próbowałam następujących rzeczy:
1. Myszki
Fajna zabawa, fajna. Rzucam myszkę. Chadek zrywa się i łapą "pac". Mysz już pod szafą. Kot siedzi i patrzy na mnie z wyraźnym "wyjmij mi ją" w oczach :/
Za to kaprys jest w te klocki lepszy - biegnie za myszą, nieważne czy na szafę, czy za kanapę, łapie w pyszczek i biegnie z nią do mnie, ale... Kładzie na podłodze ponad metr ode mnie. Muszę więc po nią pójść, by znów ją rzucić. (Czyżby ćwiczył "aktywizację człowieka"? ;)).
Przyznam, że po tej zabawie jestem zmęczona przysiadami i skłonami. Koty za to z pasją śledzą moje wczołgiwania się pod meble bądź karkołomne wyczyny na stołku, kiedy próbuję wydobyć wrzucona przez przypadek mysz z paprotki :/ Zmęczone nie są, o nie!
2. Zabawki na sznurku lub patyczku
Jeszcze większa frajda dla kotów. Patrzą jak zahipnotyzowane kiedy wymachuję, bądź szuram po podłodze krówką na gumce czy piórkiem na patyczku. Czasem łaskawie wyciągną łapkę (lub zęby, kiedy trącam je w nos). Niestety - poza patrzeniem z niedowierzaniem na to jak się produkuję (wiem, na pewno zastanawiają się jak mi się chce) - nie wywołuje to zamierzonej reakcji. Niestety :(
3. Laser
O tak! Działa! Koty biegają jak szalone, po wszystkim, jak tarany, byleby za czerwonym punktem. Super :) Tyle że po 5, góra 10 minutach leżą plackiem dysząc i patrzą już nie za świecącym punktem, a za moją dłonią. Pewnie dumają nad tym, kiedy mi się znudzi i przestanę świecić po ścianach ;)
4. Pasek, sznurek itp.
Działa, nie powiem. Tyle że chodzenie z nim w dłoni mogłoby wykończyć medalistę - chodziarza. Kot rzuca się na sznurek co któryś mój kurs przez pokój, więc mało to efektywne, ale... Przywiązuję sobie sznurek do szlufki w spodniach lub kostki na nodze i tą metodą przy okazji moich spacerów aktywizuję swoje koty. Czasem z powodzeniem. (Czasem z powodzeniem mnie przewrócą, kiedy dobrze przytrzymają sznurek!). Minusy tej akcji? Nachodzę się, kilometry lecą... Plusy: Kot nie śpi, ma rozrywkę, a i ja mam namiastkę treningu na bieżni ;)
5. Niedostępny przysmak
To metoda, którą znalazłam w internecie. Pan weterynarz polecał ja jako metodę na kota - niejadka. Ja ją stosuję na kota - leniwca ;)
Zasady są dwie:
- ukrywamy w mieszkaniu kocie chrupki, w różnych punktach, najlepiej wymagających starania, by kot je wyciągnął. (Sprawdza się ulubiony przysmak!) Chowam je więc pod poduszkami, pod fotelami, na meblach, w doniczkach itp. Koty muszą się po nie wczołgiwać, wdrapywać, pokombinować, zanim je zjedzą. Przyznam, że to się sprawdza najlepiej. I nawet to lubią :)
- rzut przysmakiem, czyli zamiast podać pod nos, pokazuję im przysmak i hop - wrzucam na parapet, półkę, itp.. Działa gen rywalizacji i pędzą we dwóch co tchu, by zjeść ten delikates (nawet nie musi być wyjątkowy, grunt że ten drugi go nie zjadł :D).

Nie powiem, że jestem zachwycona efektami powyższych działań. Zmęczę się bardziej niż koty, nabiegam, namacham, a potem padam. Nie mam tak dobrze jak one, żeby cały dzień wylegiwać się na poduszkach. Wieczorami mam zwyczajnie wszystkiego dość...
Może ktoś z Was ma jakąś ciekawą, niezbyt absorbującą i sprawdzoną metodę na gimnastykę kota? Będę wdzięczna za podzielenie się tą - tajemną jak widać dla mnie - wiedzą. Z góry dziękuję :)
A.

2 komentarze:

  1. Mój Erwin nawet na kolana mi nie skoczy. Oprze się łapkami, a to znak, że sama muszę go podnieść bo... on bardzo chce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hoho, jaśnie pan? ;) Ktoś go rozpieścił łobuza ;)
      Ale jak tu nie rozpieszczać kiedy są takie cudne, prawda? :)

      Usuń