Cisza. Brak tupotu wyłożonych poduszkami łapek. Ani prychania nie słychać, ani miauknięcia, nawet delikatny pomruk nie dobiega.
Podejrzane?
Oczywiście!
Znam moje koty i wiem, że jeśli zawołam i nie dobiegnie mnie choćby szelest przeciągania się, albo leniwego ziewnięcia, to oznaczać może tylko jedno:
Moje koty znalazły sobie jakieś niezwykle interesujące zajęcie! I niekoniecznie mnie ono zachwyci...
Tym razem akcja rozegrała się w przedpokoju. Wchodzę i widzę: Leżą. Oba. Rozpłaszczone. Pozornie znudzone, ale ten błysk w oku sugeruje, że przerwałam coś niezwykle frapującego.
Rozglądam się. Nic. Hmm...
Wróciłam pozornie do pokoju, a tak naprawdę przyczaiłam się tuż za ścianą i czekam.
Po chwili ciszy dobiega mnie odgłos fuknięcia, tarmoszenia i tarzania się.
Zaglądam. Zamarły. Jeden siedzi, drugi dla picu liże lewy bok. Aniołki? Akurat ;)
Patrzę i wreszcie widzę – piórko! Skąd? Nie wiem. Może ktoś z domowników przyniósł na podeszwie buta, może wiatr przywiał, może któryś cwaniaczek znalazł na balkonie lub na klatce schodowej? Trudno orzec. Grunt, że jest.
Ale jak jest!
Polowaniom nie było końca. Skok na pióro z odległości metra, skok z wersalki, skok i ślizg, podrzucanie pióra, wpychanie go pod meble (oczywiście pancia musi je wyjąć i to szybko, bo inaczej krzyk), tarmoszenie pióra i lizanie pióra.
Chadek preferował wszelkie formy ataku, Kaprys natomiast przychylał się do pomysłu konsumpcji. Zabawa trwała dobrą godzinę po czym... piórko zniknęło.
Podejrzewam, choć dowodów brak, że Kaprys je zwyczajnie zeżarł :)
Przemyślałam sprawę piór i doszłam do wniosku, że przyniesienie kolejnego pióra z podwórka ma więcej zalet niż wad.
Zalety: koty mają zajęcie, uwielbiają pióra (pewnie instynkt im sugeruje, że to ptak i należy go zdobyć), dostarczam im nowych bodźców zapachowych, dodatkowa stymulacja u kota niewychodzącego – bardzo wskazana, zabawka jest tania i łatwo ją zdobyć lub zastąpić kolejną w przypadku zaginięcia/zużycia.
Wady: bałam się jedynie tego, że nie znam ptaka, który był „właścicielem” pióra, tego czy nie był chory i czy aby moje koty nie zarażą się jakimś paskudztwem przy okazji takiej rozrywki.
Z drugiej strony pomyślałam, że przecież te wychodzące mruczki napotykają na swojej drodze masę takich znalezisk i jakoś żyją, więc...?
Przyznaję uczciwie: przyniosłam nowe pióra.
Podrzucam je kotom, a one spadają ruchem przypominającym obroty śmigła helikoptera i doprowadzają tym Chadzia do szewskiej pasji. Nie mia pióra, którego nie chciałby unicestwić ;)
Za to Kaprys kocha skakanie po zawieszone pod klamka piórko i jego późniejsze ogryzanie „do kości”.
A ja mam spokój i ciekawe igrzyska do oglądania w jednym.
Polecam. Rozrywka dla kotów przednia, a dla właściciela koszt żaden :)
Pozdrawiam!
A właśnie dzisiaj zastanawiałam się jak by urozmaicić czas moim dwóm kotkom, które są znudzone już masą zabawek walających się po całym mieszkaniu. I oto odpowiedź, dzięki ;)
OdpowiedzUsuńBardzo proszę :) Mam nadzieję, że zadziałało? ;)
UsuńPozdrawiam.
Dla mojej Felki piórka to idealna zabawka...Ostatnio przyszła nowa wędka, właśnie z piórkami, to nawet nie zdążyłam paczki otworzyć, a opakowanie już było rozerwane, a pióra wyrwane i latała po domu z nimi. Niestety, muszę kontrolować tą zabawę, bo kiedy pańcia nie widzi, to moja kotka pióra traktuje jak obiad..;/
OdpowiedzUsuńWidać pióra charakteryzuje wyjątkowy, wyrazisty smak... ;)
UsuńMoje mają dokładnie tak samo :)
świetny blog! Też mam kotkę prawie roczną ;) Zwykły dachowiec z nietypową popielatą sierścią:)
OdpowiedzUsuńdodaję bloga do obserwowanych i zapraszam do siebie ;)
http://mkujawska.blogspot.com/