Zaczęliśmy sprzątanie. I my, ludzie, i nasze koty. Każdy na swój sposób :)
Wiadomo – Wielkanoc za pasem. Trzeba się przyłożyć: wytrzeć, przetrzeć, ułożyć, ustawić, wyszorować, wypolerować. Wszystko na błysk. Każdy we własnym zakresie i na swoją modłę. Byle by efekt był.
W piątek ruszyliśmy na ratunek wszystkim szafkom, szafeczkom, komodom, gablotkom i tego typu mebelkom. Wyciągnięte wszystko, wymyte, wytarte, poustawiane. Lśni.
Straty: Dwa ręcznie malowane kieliszki do wódki. Świetnie się toczyły i nagle ups, wpadły na ścianę. Wredna ta ściana :p
Zysk: Zdrowo podjedzona zeszłoroczna palma wielkanocna. I dzięki Bogu, bo nową kupiłam ;)
W sobotę od rana: akcja okna!
Poszło nam nieźle. Ja pucowałam ścierką, koty gołymi łapkami. Ja trę, a kosmaty łapie szmatę łapami. Oczywiście wielokrotnie nie trafia w szmatkę, za to trafia w szybę. Ja znów przecieram, on znów łapami. I tak wkoło...
Zalety: Szlaczek z łapek śliczny, nieogarnięty, artystyczny :)
Wady: Znów kawałek firanki – makaronu - podżarty, kilka makaronów wyrwanych z korzeniami. Plus naderwany karnisz – kot bujał się na falującej firance, aż kołek z sufitu wyszedł.
Kołek już naprawiony. Kot wciąż ma chęć na firankę. Makaroniarz jeden :)
Dodam jeszcze, że wieczorem do szlaczka z łapek doszły szlaczki z nosków. Wszak okolicę trzeba bacznie obserwować. Koniecznie z nosem rozpłaszczonym na szybie ;)
Sobota po południu: Szorowanie podłóg.
Co mnie podkusiło, że położyłam chropowate terakoty? Nie wiem :/ Ale mam i już.
Procedura przebiega następująco: Opryskujemy podłogi płynem, coś z rodzaju wszystkożernych środków. Rozcieramy szczotą i zostawiamy na 15 minut. Potem szorujemy ponownie i ścieramy mopem. I finish.
Ja użyłam Ajaxu, ale i Cif jest ok.
Mój Chadek kocha Cif, ale i Ajaxem nie wzgardził. Ja rozcieram szczotą, Chadek łapami. Łapy całe białe, ten się ślizga zachwycony. W końcu mu jakiś manewr nie wyszedł i wyrżnął z wdziękiem na bok. On w nogi, a tu ślisko, więc na tyłku przejechał z pół metra. I czarny kot stał się nagle w połowie biały. Masakra jakaś. (O sierści na terakocie nie wspomnę!)
Zalety: Ajax roztarty fenomenalnie, futrem przetarty, tyłkiem wypolerowany.
Wady: Nie jest łatwo złapać kota na śliskiej terakocie. Kolano obite, ale kot schwytany. Dodatkowe zajęcie: kąpanie kota. Ech :/
Sobota wieczorem: Trzepanie dywanów, mycie paneli.
To już pikuś. Synuś dywan wytrzepał, ja myłam podłogi. A podłogi mam jaśniutkie, białe, bejcowane. Cud – miód. Sierść ciemną widać jak ta lala. Mop nie ściąga, odkurzacz nie daje rady. Ręcznie muszę, papierkiem zasuwam i na kolanach zbieram. Plus z kanapy i foteli. Istne tony futra! W tym czasie koty znudzone przyglądały się operacjom w pokojach. Chadek miał dość po szlifowaniu podłóg w kuchni, a Kaprys z nudów poszedł i najadł się “po strych”.
Kiedy już wszystko lśniło i położyłam świeżo wytrzepany dywanik, Kaprys wstał i pełnym nonszalancji krokiem wmaszerował na dywan. Po czym... zwymiotował na samym środku! Słowo honoru!!!
Szlag mnie trafił, bo wydłubać z dywanu typu shaggy kawałki kociej karny nie jest rzeczą łatwą!
Dywan trafił do wanny, w celu wyprania. Kaprys poszedł spać (czytaj: zakłaczać fotel).
Zalety: Uprany dywan. Nie zamierzałam, a mam uprany :)
Wady: W krzyżu mnie łupie, sierść jak leżała tak leży, a nawet jakby jej więcej. Wiosna. Czas linienia... :/
W niedzielę jako tako odpoczęliśmy.
Dziś w planach żyrandole. Nawet nie chcę myśleć, jak mi te moje koty pomogą...
Pozdrawiamy przedświątecznie :)
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz