Nie wiem czy ja mam koty. Zaczynam to to wątpić.
Jeden jak sfinks, po całych dniach tkwi jak posąg.
Drugi niczym rasowy pijak biega slalomem i znaczy wszystko co się da.
Moja kociarnia. Koszmar z ulicy Śląskiej ;)
I co mam Wam powiedzieć?
Zima. Totalnie napadało. I sypie.
Chadek szczęśliwy. Siedzi na parapecie, niezmordowany i śledzi każdy kolejny spadający płatek śniegu.
Nie da się go ściągnąć za żadne skarby. Wraca niczym bumerang. Wlepia ślepia w biały puch i czeka.
Na co czeka? Pojęcia nie mam :)
Może na Mikołaja? Może na pierwszą gwiazdkę?
W każdym bądź razie mam teraz czarną figurkę przy oknie, która czasem tylko zapada w sen (zimowy?), sporadycznie je, rzadko szuka kuwety.
Zima. I Chadzika (jakby) ni ma ;)
Za to Kaprys, hoho! Ten to się bawi... :/
Linieje. Jak cholera. Futro wszędzie. Czesania nienawidzi, szczotkę wita sykiem i wrogim pomrukiem.
W dwie osoby musimy go czesać. Jedna trzyma za kark i przednie łapki, druga za tylne i delikatnie przeczesuje. Piorun wie, czemu on taki dziki :/
Mimo tych zabiegów wciąż gubi sierść.
Nie to jest jednak najgorsze. Gorzej, że jak się nałyka to mi zaraz wymiotuje :(
I tak przedwczoraj narzygał mi do kozaka (z szafki na buty, na której akurat siedział). Grr.... :/
Wczoraj za to – przez sen czy co? - na swoją poduszkę, na której śpi. Zawodził w nocy, bo mu pewnie pod nosem źle pachniało. Wstałam, ustaliłam przyczynę, sprzątnęłam, zasnął.
Dziś rano biegał szlaczkiem i chyba szukał miejsca, a którym mógłby wydalić futro. I chyba nigdzie mu się nie spodobało.
Dopiero przy obiedzie, kiedy opróżnił miskę do połowy, za moment.... Zwymiotował w swoje jedzenie!
No matko kochana, co ja się z nim mam!
Rozwył się jak syrena, bo mu się wygląd miseczki nie podobał :D A pancia przybiegła, posprzątała, wymyła, nowe jedzonko podała...
I tak tu sobie żyjemy: ja, posąg i rzygadło ;)
Byle do wiosny...
A co u Was? Koci Mikołaj by? :)
Pozdrawiamy serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz